wtorek, 21 października 2014

wracam

Już wracam kochane, musiałam ogarnąć wszystko w swoim otoczeniu.
Pogodzić się z przyjaciółką, przeżyć załamanie aby później wrócić na drogę dążenia do tego celu. Tak, miałam atak głodu, w zeszłą niedzielę. Nie sądziłam że kiedykolwiek zachowam się jak niepoczytalna idiotka, stało się. Następną fazą było załamanie. I dobrze, bo przecież nie po to od miesiąca tak się staram żeby zj*bać to jednym głupim błędem. Ale było to nauczką, bo wcale nie czułam spełnienia bo zżarciu tego wszystkiego. Czułam szczęście w momencie wkładania czegoś do ust, ale już przełykając zaczynał się żal i tak z każdym kęsem.
Od niedzieli jem 100kcal. Jest wtorek wieczór i jestem z siebie zadowolona.
Jutro muszę już troszkę to zawyżyć. Zamierzam zjeść do 299kcal i tak do piątku, bo mam trochę nauki. Ostatnio na nic nie mam czasu, natłok lekcji, zajęć i spraw z jednej strony pomaga, bo nie mam czasu żeby zaglądać do lodówki i najadać się wzrokiem, ale z drugiej strony sprawia, że jestem jeszcze bardziej zmęczona i nie mam energii. Objęłam dobrą metodą, jaką jest jedzenie przed ważnymi czynnościami, na które muszę mieć troszkę siły. Przed nauką, przed lekcją wychowania fizycznego itd. Polubiłam kawę i herbatę bez cukru i zaprzyjaźniłam się z wodą :)
Będzie dobrze!
***
Można się ze mną kontaktować przez komunikator na blogspocie- hongouts,
Do usłyszenia! :*

środa, 15 października 2014

Nie wiem co się dzieję

Są momenty, że jestem święcie przekonana o tym, że nad wszystkim panuję. Po chwili na moment tracę kontrolę i wtedy podpadam sama sobie i się załamuję. Muszę być silna cały czas, nie tylko wtedy kiedy wszystko jest tak jakbym chciała, ale dlaczego nie potrafię!
Waga stoi, a mnie doprowadza to do szału. Nie mogę patrzeć codziennie na ten sam wskaźnik przez cztery dni. Nie po to te cztery bite dni nie jem!!!
Niedziela, Poniedziałek, Wtorek i Środa zmieszczone w bilansie 300kcal.
Ale co z tego! Jeśli waga przez te cztery dni nie tknęła. Czy to powoduje zalewanie moje organizmu kawą zbożową bez cukru, wodą, gorzką herbatą i ziołami? Czy po prostu nie mogę już chudnąć? Wiem, że muszę i choćbym miała przestać ŻREĆ kolejny cel uda mi się osiągnąć! Przecież inaczej być nie może! Tylko czemu jestem nieszczera wobec samej siebie. Czemu mówię sobie o 19.00 "Przecież zjadłaś dzisiaj niewiele ponad dwieście kalorii, jedna garstka musli z rodzynkami nic nie zmieni..." i jem tą garstkę musli, a ku*wa po co?! I tak się tym nie najem. Jedyne co to zmieni to to, że kolejne gramy śmieci wrzucę bezsensownie do żołądka... Czy to my ludzie jesteśmy tacy prymitywni? Nie mogę przestać kierować się ochotą i zachcianką?
Po*ebana jestem jakaś.
Muszę się koniecznie ZMOBILIZOWAĆ kolejne kilogramy muszą zniknąć. Kiedy widzę na wadze 53, po południu 53,5 jestem bardzo ale to bardzo zdenerwowana, mimo że jeszcze parę dni temu chciałam zobaczyć tą trójkę. Nie, już za długo! Już nie chcę jej widzieć. Chcę widzieć dwójkę i tak jest non stop. Ale to dobrze. Nie mogę cieszyć się tym, że schudłam jakieś nędzne 4 kilo, jeśli stoję przed lustrem i nie widzę różnicy. Chcę jak najszybciej zobaczyć 52kg. Dopiero wtedy będę usatysfakcjonowana i dopiero wtedy się uspokoję.
***

sobota, 11 października 2014

bad weather

Za daleko to wszystko zaszło, żeby się poddać.
Wydaje mi się, że gdybym miała teraz zjeść jednego dnia, tyle ile przeciętnie jadłam jednego dnia miesiąc temu- nie dałabym rady zjeść tego wszystkiego. 400 kcal dziennie stało się dla mnie progiem, który przekroczony wywołuje u mnie ogromne poczucie winy. Dziś rano stanęłam na wagę i zobaczyłam niewiele ponad 53 i byłam z siebie taka dumna... Kolejny cel wagowy za sobą. Kolejny kilogram, który jest już czwartym straconym. Mam chwile słabości. Chwile, kiedy leżące na stole ciastka, czekolada, pizza, fast foody, którymi się dotąd opychałam zachęcają mnie do siebie, chcąc namieszać mi w głowie. Wtedy walczę i powtarzam sobie, jaka jestem zje*ana, że kusi mnie takie GÓWNO! Zasrany tłuszcz, puste kalorie, ciężkie ciasto i olej. Przecież soczyste jabłko, chłodna, czysta, wolna od kalorii woda, owocowy, niskokaloryczny jogurt smakują o niebo lepiej. Są świeże, chłodne, lekkie i zdrowe. Przecież wcale nie chce wpychać w siebie czegoś co sprawi, że będę grubą świnią, czegoś prawie ociekającego olejem, tłuszczem, Fu! 
***
sobota 11.10.2014
kurczak 240
baton zbożowy 140
( bilans: 380 kcal )
***
Mam dla Was fajny przepis niskokaloryczny na zupę meksykańską.
(1 porcja - 75 kcal)
Osobiście, jestem fanką zup, bo jak wiadomo zawsze dania na wodzie będą miały mniej kalorii, niż dania smażone i pieczone :)
składniki: 400g suszonej fasoli zalanej na noc, aby zmiękła (waga po namoczeniu), 400g świeżych, dojrzałych pomidorów, 3 łyski kukurydzy, bulion, pół cebuli, 2 ząbki czosnku, kminek, papryka, kolendra, sól, pieprz, chili
przygotowanie: Fasolę namocz na noc według opisu na opakowaniu. Gotuj w wodzie przez 40 minut bez żadnych przypraw. W rondlu na łyżeczce oliwy podsmaż pokrojoną w kostkę cebulę oraz zgniecione ząbki czosnku. Zalej 1,5 litra bulionu, dodaj odsączoną fasolę, obrane, pokrojone pomidory razem z sokiem oraz kukurydzę. Zagotuj i dopraw do smaku przyprawami. Gotuj około 10 minut i dodaj wody, jeśli zupka jest zbyt intensywna lub mocniej dopraw, jeśli jest zbyt mało aromatyczna. Jeżeli masz świeżą kolendrę posyp nią zupę na talerzach.
***

piątek, 10 października 2014

paradoks

Sama nie wiem, co ze mną jest. Zdiagnozowanie choroby mojej duszy jest trudniejsze, niż podanie konsekwencji tej choroby, które już się ujawniły. Izoluję się od ludzi... mimo to zdaje mi się, że jest na odwrót, że to świat izoluje mnie od siebie. Nie mogę zebrać myśli. Czuje się jakbym miała w sobie dwie osoby, jakbym była uwięziona wewnątrz siebie, albo jakbym miała w sobie kogoś jeszcze. Ten ktoś zabrania mi i nakazuje, a ja ulegam. Za słaba jestem, nie umiem walczyć. W szkole, chcę przetrwać tylko do weekendu, który i tak ostatnio poświęcam nauce. Czy tylko ja mam wrażenie, że zawsze, z jesienią przychodzą wszystkie troski? Wszystko się wali, od przyjaźni, po związek, który właśnie skończyłam.
Czuje, że zostałam sama z własnym problemem i choć wiem, że mogłabym się z nim do kogoś zwrócić, to coś mi mówi, że powinnam liczyć tylko na siebie. Czy straciłam najlepszą przyjaciółkę? Czuję, że tak. Dziś to poczułam. Choć wydawało mi się od zawsze, że mam tylko ją, nie czuję większej pustki. Chyba ta pustka osiągnęła maksymalny zakres już dawno. Już dwa lata temu. 
Moje koleżanki nie rozumieją tego, co się ze mną dzieję i choć z jedną z nich, tkwię w tym zjeba*ym przekonaniu, że już wkrótce będziemy idealne i jesteśmy dla siebie nawzajem wielką motywacją do schudnięcia, to boję się jeszcze totalnie przed nią otworzyć. W ogóle boję się otworzyć. Przed nim, przed nią, chyba nawet przed sobą samą, bo nie potrafię zebrać się i wziąć w garść. 
Z jednej strony chciałabym kur*a, żeby był ktoś kto wie jak ch*jowo mi leci, a z drugiej nie chcę słuchać tych wszystkich pi*rdolonych rad ludzi którzy nie mają zielonego pojęcia. Tak. Paradoks. 
***
środa- musli,wasa,marchewka (180kcal)
czwartek- z*ebałam (600kcal)
piątek- (250kcal)
***
Dążenie do perfekcji staje się moją obsesją w każdej dziedzinie. W domu sprzątając, w szkole... Już niedługo będę chuda. Udało mi się schudnąć już ponad trzy kilo, a dopiero trzy tygodnie za nami. Wszystko pójdzie zgodnie z planem. Zobaczę czwórkę na początku wagi. Niedługo. Obiecuje to samej sobie. 
Jutro mam troszkę więcej czasu, pokażę Wam kolejny świetny przepis dietetyczny! 
Trzymajcie się chudziutko! :*
***

wtorek, 7 października 2014

entuzjazm

Kilkudniowa nieobecność była spowodowana weekendem u taty i tooooną książek do wykucia... Sprawdzian z matematyki i poszerzonego wosu, mówią same za siebie. Teraz zapowiada się trochę luzu w szkole, więc może nawet znajdę czas na upichcenie czegoś dietetycznego, mieszczącego się w moim standardzie 300kcal dziennie :)
***
Entuzjazm gaśnie, waga stoi. Efekty minimalnych bilansów trudno dostrzec, kiedy dziennie zalewam organizm minimum dwoma litrami wody... Ale woda to ostatnio jedyny sposób, który pomaga mi z ochotą na jedzenie, żeby nie nazwać tego głodem. Albo jestem nienormalna, albo naprawdę nie czuję głodu. Kiedy muszę zjeść, wydaje mi się, że to przez ochotę na coś smacznego, nie z konieczności, a wówczas wyrzuty sumienia są jeszcze większe...
***
Kontroluj swój dzienny bilans na każdym kroku! http://ilewazy.pl/
Jak to u taty, pod okiem babci nie da się nie zjeść. Przez to weekend mnie troszeczkę zdołował, jednak od poniedziałku powrót do rzeczywistości.
3.10.2014 (piątek)
jabłko 60kcal
wasa z almette 60kcal
sałatka z gotowanych warzyw 150kcal
dwie kostki czekolady 90kcal
wafel ryżowy 20kcal
( bilans: 380kcal )

4.10.2014 (sobota)
musli 150kcal
jabłko 70kcal
wasa 200kcal
makrela 70kcal
( bilans: 490kcal )

5.10.2014 (niedziela)
wasa 50kcal
jajko 80kcal
makaron ze szpinakiem 250kcal
jogurt 80kcal
( bilans: 460 kcal )

6.10.2014 (poniedziałek)
owsianka 150kcal
jabłko 50kcal
musli 90kcal
( bilans: 290kcal )

7.10.2014 (wtorek)
jogurt z otrębami 150kcal
zupa porowa 200g 80kcal
( bilans: 230 kcal )
***


czwartek, 2 października 2014

załamka

rano, w południe i po południu ważyłam tyle co wczoraj i ani grama mniej k*rwa
więc bilans dzisiaj na plus! Jak rano będzie nadal tyle samo to nie wytrzymam.
***
2.10.2014 (czwartek)
wasa z wędliną 70kcal
jabłko 60kcal
energetyk 8kcal
kilka łyżek barszczu 50kcal
brokuł 30kcal
( bilans: 218kcal) 
***
BĘDĘ CHUDA !
***
Mała niespodzianka- przepis na koniec :)
zupa-krem z groszku i brokułów
(porcja takiej zupy: 80kcal; białko 5g, tłuszcz 1g, węglowodany 14g) 

składniki: 500ml wody, 160g brokułów, 60g zielonego groszku, 1 średnia cebula, 1 mała marchewka, 2 łyżki posiekanej pietruszki (korzeń), 2 łyżki natki pietruszki, 1/2 łyżeczki sproszkowanego chili, 1/2 łyżeczki pieprzu, 1/2 łyżeczki soli, 1 kostka bulionu warzywnego

przygotowanie: Wodę doprowadzamy do wrzenia i rozpuszczamy w niej kostkę bulionową, a następnie dodajemy poszatkowaną pietruszkę i marchew. Gotujemy wywar około 10 minut, po czym dodajemy rozdrobnione brokuły, cebulę oraz groszek, doprawiamy.
Całość gotujemy kolejne 15 minut na małym ogniu pod przykryciem, po czym blenderujemy na jednolity krem. Dosalać indywidualnie, z racji obecności kotki bulionowej.

GOTOWE, POLECAM! :)

środa, 1 października 2014

źle

Zaczyna być źle i oby ten stan skończył się jak najszybciej.
Dlaczego wydaje mi się że jestem głodna, kiedy po zjedzeniu odczuwam że zjadłam to choć wcale nie musiałam?! Dlaczego nie mogę nasycić się wodą i dlaczego właśnie ona nie może mi SMAKOWAĆ? Dlaczego tak bardzo chcę tego co najbardziej mnie niszczy?
***
Mam nadzieję, że dzisiejsza wieczorna załamka, zmobilizuje mnie do lepszego jutra, do lepszego piątku i soboty i niedzieli i każdego kolejnego dnia...
Jeden kilo na tydzień to za mało. Chcę być chuda już teraz.
Co z tego, że ktokolwiek powie mi teraz, że moje bilanse 200- 300- 400 kcal są wspaniałe, jeśli ja czuję, że to za dużo aby schudnąć. Dlaczego jedyne efekty które widzę to zmęczenie, ból brzucha? Dlaczego nie mogę wreszcie przed lustrem powiedzieć sama do siebie, że moje nogi mi się podobają, brzuszek jest idealny, a ramiona szczuplutkie?
Męczy mnie to, może jestem kąpana w gorącej wodzie, ale nie chce już dłużej tak bardzo się starając, widzieć w lustrze te same uda. Uczucie obrzmienia dziś sprawia, że czuje się tragicznie.
***
1.10.2014 (środa)
musli 90kcal
jabłko 50kcal
dwa pierogi 65kcal
dwie kromki wasa 35kcal
kilka łyżek pomidorówki 90kcal
energetyk bez cukru 8kcal
( bilans: 338kcal) 
***
Nowy miesiąc rozpoczęty bilansem o przekroczonym limicie. Zajebiście.
i na ch*j ja zjadłam te dwa pierogi?!
Jutro będzie lepiej. Z końcem października będzie super, wierzę w to, naprawdę.
Trzymajcie się chudo!!!!!!!!! :)