Już wracam kochane, musiałam ogarnąć wszystko w swoim otoczeniu.
Pogodzić się z przyjaciółką, przeżyć załamanie aby później wrócić na drogę dążenia do tego celu. Tak, miałam atak głodu, w zeszłą niedzielę. Nie sądziłam że kiedykolwiek zachowam się jak niepoczytalna idiotka, stało się. Następną fazą było załamanie. I dobrze, bo przecież nie po to od miesiąca tak się staram żeby zj*bać to jednym głupim błędem. Ale było to nauczką, bo wcale nie czułam spełnienia bo zżarciu tego wszystkiego. Czułam szczęście w momencie wkładania czegoś do ust, ale już przełykając zaczynał się żal i tak z każdym kęsem.
Od niedzieli jem 100kcal. Jest wtorek wieczór i jestem z siebie zadowolona.
Jutro muszę już troszkę to zawyżyć. Zamierzam zjeść do 299kcal i tak do piątku, bo mam trochę nauki. Ostatnio na nic nie mam czasu, natłok lekcji, zajęć i spraw z jednej strony pomaga, bo nie mam czasu żeby zaglądać do lodówki i najadać się wzrokiem, ale z drugiej strony sprawia, że jestem jeszcze bardziej zmęczona i nie mam energii. Objęłam dobrą metodą, jaką jest jedzenie przed ważnymi czynnościami, na które muszę mieć troszkę siły. Przed nauką, przed lekcją wychowania fizycznego itd. Polubiłam kawę i herbatę bez cukru i zaprzyjaźniłam się z wodą :)
Będzie dobrze!
***
Można się ze mną kontaktować przez komunikator na blogspocie- hongouts,
Do usłyszenia! :*